Usiedliśmy przy stoliku i od razu podszedł do nas kelner, który przyniósł nam menu. Każde z nas w ciszy wybierało danie dla siebie. Ja wzięłam sobie filet z łososia z frytkami, a Itachi spaghetti. Nie wiem czemu, ale w ogóle mojego towarzysza nie słuchałam. Zawiesiłam się. Tępo patrząc w przestrzeń myślałam nad tym nieszczęsnym ślubem, moimi studiami i całym moim . Tępo patrząc w przestrzeń myślałam nad tym nieszczęsnym ślubem, moimi studiami i całym moim życiem. Kierunek studiów zmienię w przyszłym roku, ze ślubu ucieknę, ale co dalej? Nie wiem…
-Sakura? Sakura czy ty mnie w ogóle słuchasz?- z tego stanu, w który wpadłam wyciągnął mnie Itachi
-Co?- zapytałam totalnie nie będąc w temacie- Przepraszam Itachi, zamyśliłam się.- przyznałam z zakłopotaniem
-Nic się nie stało.- powiedział ciepło się uśmiechając
Po chwili kelner przyniósł nasze zamówienie.
-Smacznego.- powiedziałam pierwsza
-Dziękuje i nawzajem.- odpowiedział Uchiha- Nad czym tak myślałaś?- zapytał podczas posiłku
-Nad wszystkim. Głównie nad zmianą kierunku studiów.- powiedziałam
-Chcesz zmienić kierunek?- zapytał zdziwiony- Na co?- zadał kolejne pytanie
-Dziennikarstwo albo fotografia.- odpowiedziałam
Nie miałam nastroju do rozmowy, ale przez grzeczności i sympatię do Itachiego kontynuowałam konwersację i odpowiadałam na pytania.
-Jeśli nie masz nastroju do rozmowy to powiedz, nie będę miał ci tego za złe.- chyba się zorientował, że nagle przestałam być „do życia”
-Daj spokój… lubię z tobą rozmawiać.- uśmiechnęłam się delikatnie
-Miło mi.- odwzajemnił mój uśmiech- Przepraszam, że spytam… co ze ślubem?- zapytał
-Ucieknę, a co dalej?- odpowiedziałam i jednocześnie zadałam sobie pytanie- A co dalej to już nie wiem…- stwierdziłam ze zrezygnowaniem- Mam mętlik w głowie.- dodałam
-Nie dziwię ci się.- stwierdził Itachi- Jeśli chcesz to możesz u mnie zamieszkać.- zadeklarował się
-Dziękuję, ale nie chcę ci się narzucać.- stwierdziłam z zakłopotaniem
Westchnęłam cicho. Jakoś dzisiaj nie mam chęci do życia.- Przepraszam, ale ja już będę się zbierać.- powiedziałam i opuściłam restauracje
Biegnąc wróciłam do domu. Przy bramie przypomniało mi się, że dzisiaj matka mnie umówiła z tym „narzeczonym”. Postanowiłam do mojego pokoju dostać się przez balkon. Udało się… Postanowiłam motor wystawić na sprzedaż. Wiem, że jest „trochę” wart, więc…? W sumie i tak myślałam nad zmianą motocykla… może kupię sobie crossa? Nie wiem. muszę się nad tym wszystkim zastanowić. Położyłam się na łóżku i wtuliłam się w poduszkę. Chciało mi się płakać… i rzeczywiście po chwili się rozpłakałam. Nie wiem ile z moich oczu leciały łzy, ale po pewnym czasie przyszedł długo oczekiwany sen. Obudziłam się kiedy panował jeszcze mrok. Wzięłam do ręki elektroniczny budzik, który wskazywał pięć po drugiej. Chciałam znowu pogrążyć się we śnie, ale nie mogłam. Wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni. Włączyłam ekspres by zrobić sobie kawy. Zajrzałam do lodówki, by zrobić sobie coś do jedzenia. Niestety nie były nic co bym lubiła… jakieś kiełki, szparagi… i inne dziwadła. Nie zostaję jutro na śniadaniu ani mi się śni… wymyślę coś. Chwila gdzie jest moje Red Bull’e?! Wyrzuciły! Wiedziałam, że powinnam je mieć u siebie w pokoju… hm… w pokoju mam coś lepszego. Moją kochaną whiskey. Jak się upiję to może mi przejdzie ten smętny nastrój. Tak sobie myślę, a może rzucę te studia w cholerę? Znajdę sobie jakąś pracę. Przecież mam multum możliwości mogę iść na fotoreporterkę, bo mam już jakieś kursy skończone… Otworzyłam butelkę i wzięłam łyk. Co ja tak właściwie robię? Chcę się upić, bo mam kłopoty. To takie nieodpowiedzialne! Niby jestem dorosła, a zachowuję się jak dziecko! Ze złością wyszłam z domu głośno trzaskając drzwiami. Byłam zła, głodna i odczuwałam brak kofeiny… życie jest niesprawiedliwe. Poszłam na stację benzynową. Kupiłam sobie kanapkę i dwie półlitrowe puszki Red Bull’a. Druga jest na później. Koło szóstej rano dostałam telefon. Sądziłam, że to moja mama, ale to był jakiś nieznany numer.
-Halo?- odebrałam
-Dzień dobry. Przepraszam, że tak wcześnie rano, ale chciałbym się dowiedzieć czy oferta sprzedaży Harley Davidsona z 86 jest nadal aktualna.- usłyszałam męski głos z wyraźnym akcentem
Stawiam, że to Duńczyk bądź Niemiec.
-Jak najbardziej.- powiedziałam radośnie
-Czy będzie możliwość dowozu motoru do Vojens?- usłyszałam
-Tak, tylko to się wiąże z dodatkowymi kosztami, ale to tylko za sam transport motoru. Moje koszty podróży poniosę sama.- odpowiedziałam- Kiedy miałby motor być w Danii?- zapytałam zaciekawiona
-Jeśli by się dało to do piątego kwietnia.- usłyszałam odpowiedź
-Postaram się go przywieźć wcześniej. Mógłby pan przesłać mi jakieś dane kontaktowe? Chcę się móc jakoś skontaktować, jeśli będę już miała wszystko dogadane.- oznajmiłam
-Dobra w takim razie do usłyszenia.- mój rozmówca się rozłączył
-Yes!- ucieszyłam się i pognałam do domu, gdzie na pewno wszyscy już wstali
Rzucam studia. Dzisiaj kończę samochód. Od jutra zajmuję się podróżą do Danii. A co ze ślubem? Zupełnie o nim zapomniałam. Coś wymyślę… muszę. Kiedy weszłam do domu wszyscy jedli w tym momencie śniadanie, a ja w tym czasie rozmawiam z moim kolegą mieszkającym w Kopenhadze.
-Vojens?- zdziwił się kiedy powiedziałam mu o co chodzi- Nie ma sprawy transport załatwię raz dwa. Oddzwonię.- i się rozłączył
Weszłam do kuchni. Wzdrygnęłam się widząc co jest na stole. Wyjęłam z szafki szklankę i nalałam do niej wody mineralnej. Nie siadałam przy stole, bo jeszcze by mnie zmusili do zjedzenia śniadania.
-Z kim rozmawiałaś?- odezwała się najbardziej wścibska osoba w domu; Ino
-Z kolegą mieszkającym w Kopenhadze.- jak dobrze, że w domu nikt nie zna duńskiego ani szwedzkiego
Mam przynajmniej święty spokój…- Nie znasz więc się nie pytaj o szczegóły.- powiedziałam złośliwie
Zastanawiałam się czy powiedzieć, że rzucam studia czy nie. Kiedyś muszę im to powiedzieć…- Rzucam studia.- wyznałam w taki sposób jakbym mówiła o pogodzie- A za jakiś tydzień wyjeżdżam do Vojens sprzedać motor.- dodałam
W kuchni zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się tępo w stół. Nikt nie chciał nic powiedzieć… bardziej nie wiedzieli co powiedzieć. Patrzyłam się na tą scenkę powstrzymując śmiech. Jeśli jeszcze zdecyduję się na studia to tylko zaocznie… i jeśli już to dziennikarstwo.
-Coś ty dzisiaj brała?- zapytała moja mama
-Na pewno nie relanium.- uśmiechnęłam się złośliwie wychodząc z kuchni
Poszłam na górę, żeby wziąć ciuchy na zmianę. Wrzuciłam je do torby i ponownie zeszłam na dół.
-Wychodzę!- krzyknęłam zatrzaskując drzwi
Poszłam prosto na uczelnie, żeby odebrać papiery. Może kiedyś się przydadzą. Później skierowałam się do miejsca mojej pracy. Nie sądziłam, że z samochodem pójdzie mi aż tak szybko, ale najwidoczniej mam talent.
-Ta chciałoby się…- odezwało się moje drugie „ja”
Ale po chwili zamilkło… ma szczęście, bo dziś nie jestem w dobrym humorze. Koło siedemnastej skończyłam. Byłam z siebie dumna. Przebrałam się i zostawiłam kartkę, że skończyłam z samochodem. Później poszłam na porządny obiad, bo siedem godzin bez jedzenia dało mi się we znaki. Zjadłam obiad za dwóch, a później dostałam SMS-a od mamy, że w domu mam być na dziewiętnastą, żeby wreszcie poznać narzeczonego. Postanowiłam pojechać na lotnisko, a tam spadła na mnie wielka szansa. Pani w informacji powiedziała, że jeśli do godziny dwudziestej dostarczę motocykl to o dwudziestej trzeciej mam lot do Kopenhagi.
-Da mi pani pięć minut?- zapytałam zaciekawiona
-Tak, proszę.- powiedziała z uśmiechem
Zadzwoniłam do mojego kolegi.
-Hej Mikael…- przywitałam się słodkim tonem głosu
-Słucham cię.- powiedział- Możesz powiedzieć o co chodzi.- oznajmił
-Będziesz mógł mnie odebrać o czwartej rano z lotniska?- zapytałam
-Rozumiem, że przylecisz już z motorem.- powiedział
-Dokładnie.
-Ok, nie ma sprawy.- zgodził się bez najmniejszej chwili wahania
-Dziękuję.- powiedziałam i się rozłączyłam
Zarezerwowałam ten lot o dwudziestej trzeciej i wróciłam do domu.
-Hej tato.- przywitałam się- Mamy nie ma?- zapytałam
-Nie.- odpowiedział ojciec
-O to tym lepiej… o dwudziestej muszę być na lotnisku, lecę do Danii trochę wcześniej.- oznajmiłam
-Rozumiem, że mam ci pomóc z transportem.- powiedział
-Tak.- uśmiechnęłam się
Byłam na lotnisku chwilę przed dwudziestą wszystko załatwiłam w półgodziny i pozostało mi dwie godziny do lotu nie licząc odprawy. Kupiłam sobie trochę pisemek i książkę, żeby mieć co czytać . Tata nie miał mi za złe, że wyjeżdżam wcześniej. Uważał, że to bardzo dobrze. Kiedy przyszedł czas na odprawę.
-No, to cześć córciu. Miłej podróży. Dbaj o siebie.- powiedział
-Farvel.- pożegnałam się po duńsku
Kiedy byłam już w samolocie zaczęłam się zastanawiać… czy gdybym wyprowadził się do Danii coś by się zmieniło? Wiele… tam to mam jednego Mikaela i nikogo więcej. W Szwecji mieszka mój były i jeszcze kilku znajomych… jakoś mnie tam na stałe nie ciągnie. Wracać do Stanów nie chcę. W Londynie nie zostanę. Tylko, że Wielkiej Brytanii mogę. Przecież to duży kraj. Mama w życiu nie zgadnie, że w Glasgow, Peterborough albo w jakimś innym mieście mieszka jej córka, która uciekła…
Dzisiejszy rozdział jest inny. Zazwyczaj było z punktu widzenia Sakury i Itachiego, ale teraz zrobiłam wyjątek. Liczę na komentarze.
xo xo
Katherine